Wojtek Hinz recenzje zebrane
Prezentujemy tu wszystkie recenzje jakie napisał Wojtek Hinz. Nasz wieloletni kolega i sympatyk 🙂
* * *
Pure Phase Ensemble – Live at SpaceFest!
PPE czyli zbiegowisko przypadkowych przechodniów.
Nie wiem Karol o co chodzi z tymi hagiograficznymi recenzjami PPE. Może Ty już jesteś tak wielki, że nie wypada inaczej?
Przesłuchałem pomimo odruchów… domyślasz się jakich. Zgromadzenie, nawet najlepszych muzyków, w jednym czasie i miejscu, nie determinuje wielkiego dzieła. Z reguły natomiast prowadzi do żenady w stylu „We are the world” i temu podobnych. Co innego jam – ale i tam też oczywiście można zadać szyku ?
No i trafiło się. Kilkadziesiąt minut kompletnego bełkotu z Bono na wokalu. Jakżeś Ty tego Bono skaperował?
Numer ostatni dał się jeszcze posłuchać. Chyba dzięki figurce basu. Sux.
Wojtek Hinz (2012)
* * *
Zaczyna się nieźle. Potężne, natarczywe brzmienie wpycha we fotel. I znakomicie się kończy. Zajefajny riff. To był pierwszy numer.
Drugi… odnoszę wrażenie, że płacone macie za tzw. wierszówkę. Mnóstwo zawartości mało treści.
Trzeci.. Joanna ratuje sytuację. Goran zmniejsz liczbę powtórzeń w delay’u bo się miętoli 😛
Czwarty.. No, ruszyliście wreszcie tyłki! Jest znakomicie, energetycznie, tylko gitara mnie męczy. W taki temat to głuchy zagrałby przaśne solo. Aż się prosi, aż się prosi….
2 godziny później: E tam, gadanie, próbowałem.. wcale nie jest tak różowo.. co nie znaczy, że dobry gitarzysta nie dałby rady 🙂
Piąty… Joanna rulez!
Podsumowując:
świetna epka świetnie zapowiadającej się artystki, obserwuję i będę uważnie obserwował zarówno Asię jak i muzyków towarzyszących.
Pozdrówka kochani.
Wojtek. (2011)
* * *
Długo się migałem od napisania słowa na temat dwójki.
Wynika to zapewne z faktu, że mój stosunek do składanek jest nieco mieszany. Zestaw najlepszych numerów nie jest miarodajny, szczególnie nie jest nim dwójka. Dużo tutaj bzyczenia i kląskania w stylu pseudomuzycznym, a ja lubię gdy gitara rzęzi oraz bębny nawalają.
Ciekawym doświadczeniem jest Irkowe ludyczne cokolwiek. Mam nieodparte wrażenie, że akurat ten kawałek jest dużo poniżej jego możliwości.
Bogu dzięki za przycisk przewijania! Szelest pozostał szelestem… i jest Asia . Chyba się zakochałem…. Czy 50-cioletni pierdziel w ogóle może się zakochać?
Z oparów zaszumienia wydobywają mnie Dwupłatowce , szkoda, że w tym schrzanionym miksie. Ale i tak bombowo!
Natomiast dopiero po tym numerze odżyłem – no wreszcie ktoś zagrał z jajami! Popsysze ? Bez jaj, zgaduję kto gra na wiośle 🙂 Co za zajebisty riff! Genialne.
No i następny. No teraz to mi dowaliło; punk, punk, punk! Właśnie jestem 30 lat młodszy, jest rok 1982. Dziękuję Panowie!
Bzzz, chrum, bzzz następny proszę…
Ok, był następny. Datadisk . Szczerze? Bzyczenie i chrumkanie.. zero muzyki. Jestem uprzedzony do tego rodzaju działań, tak więc nie bierzcie mnie serio.
Towary ? Weźta się chłopaki w kupę, bo macie potencjał. Niestety dziewczęta łaszące się jak koty nie zachodzą w tzw. realu. Pstryk.
Folder . Co to jest? Muzyka? Mogę z Wami zagrać? Jejku, chcę z Wami zagrać!
Just dreaming…
Przewijam….
Przewijam….
Przewijam….
Przewijam….
KSAS . No niestety, nasze gusta muzyczne bardzo się rozbiegają.
Ideę Nasiona popieram. Tandety nie cierpię. Mogę być nawet bardziej wylewny:
Kocham Cię Karol.
Wojtek. (2011)
* * *
czyli
muzyka (prawie) totalna
a także
historia samochodowa.
„Całkowicie, z góry na dół i z powrotem, wali mi co pomyślą i powiedzą na temat tej płyty inni. Moim zdaniem Mordy tą płytą przekroczyły rzekę. Ta płyta to zestaw składający się z tej cudownej mieszanki geniuszu i ułomności, który stanowi o wielkości kapeli i jej członków. Zaraz zaraz, a czego oczekiwaliście – jebuniutków? Znajdzie się kilka, satysfakcja gwarantowana! Chłopcy (no tak…przepraszam…Panowie!) macie wystarczająco dużo wyobraźni muzycznej, wystarczająco talentu i pomysłów, żeby zmieść z powierzchni planety dowolną kapelę z dowolnego kraju. Od razu Wam powiem, że jakoś nie widzę Mord w popularnych radiostacjach wypełnionych muzakiem i serwilistycznymi redaktorkami, pozbawionymi smaku i jak podejrzewam w ogóle słuchu. Ten problem niestety dotknął nawet mojej ukochanej Trójki. Tylko nie próbujcie iść na łatwiznę i nie dawajcie do radia szóstego! Szanujcie się i dajcie drugi albo trzeci. Albo w ogóle nic nie dawajcie do radia i pozostańcie w niszy gdzie Wasze miejsce.
Możecie każdy numer świata. Jest tylko jeden warunek – nazywa się „konsekwencja”. Gracie siedem wiekopomnych numerów i nagle wyskakuje, jak diabełek z pudełka, ten ósmy; ja wiem, zamysł był zacny, mniej więcej „Neurotica” karmazynowych a wyszło jak „Inwazja śmierci z Plutona”. Litości! Dziewiąty też taki sobie, strasznie długi i wydumany mi się wydaje.
Muzycznie – co pokochałem od razu? Harmonie, przepiękne harmonie Panowie. Czasami bardzo śmiałe, a nawet, jak mawiał mój przyjaciel Pitek – „rzekome” 🙂 No i „Perły”. To perełka w zestawie. Przed Wami widzę ocean możliwości; tylko nie spieprzcie tego. Proszę.”
Wojciech Hinz (2011)
Głośniki w aucie kompletnie zajechałem Mordami. Wisicie mi komplet z Karolem do spółki. 😛
* * *
Z cyklu ’emeryckie wynurzenia’ jak określa to sam autor, prezentujemy:
Kiev Office oczami i uszami Wojtka Hinza.
Enjoy!
Taak. Po pierwszych trzech pomyślałem ZA-JE-BI-STE! Brawurowa Karolina, odjechane Dwupłatowce i ten nieznośnie niestrojący wokal w trzecim. Tak, ciekawe kto to przepuścił? Nie, to niemożliwe pomyślałem, tak ma być.. i nagle wraz z czwartym zaczął się dramat. Dramat, pustka, nędza i nuda. I trwały tak aż do ósemki. Ósemka zwiastuje koniec wypełniaczy. Wreszcie dziewiątka. Znakomita, jeszcze do niej wrócę. Ale trzeba rozprawić się z tym co pośrodku – po pierwsze kto to realizował? Co to za dźwięk syfiasty? Góra, góra szeleszcząca, świszcząca, słuchać się nie da – przewijam czym prędzej bo uszy bolą. Beznadziejna walka z equalizerem. Poddaję się.
I znów dziewiątka.. rewelacja, a zaraz potem Anton. Bardzo, bardzo fajne. Noo! I dalej Jadą, szkoda tylko, że gdy jest głośniej wokal ginie pod łomotem bębnów i rzężeniem wioseł. No ale dwunastka to po co w ogóle jest? Chyba tylko jako coda do Antona inaczej kompletnie bez sensu. Pechowa trzynastka natomiast zdaje się końca nie mieć. Za długo, za długo.
===============================================================
Powyższe uwagi spisałem przed piątkiem w Papryce.
Nadal obowiązują choć, jak to zwykle bywa, obejrzenie kapeli na żywo wiele zmienia. Po co Wam w ogóle ta druga płyta? Zmielcie nakład czym prędzej i nagrajcie to jeszcze raz na tzw.”setkę”. Live wypadacie o niebo lepiej niż na nagraniu – wycyzelowanym niczym meble wypucowane na przyjazd cioci z Radomia. Na drugą płytę jest po prostu za wcześnie. Potwierdzam, jest syndrom drugiej płyty, ale rozprawić się z nim należało wydawnictwem live. Obeszlibyście wiadomy kłopot i sprawili radość rockowemu emerytowi.
Słowo należy się bębniarzowi. Zazwyczaj pastwię się nad nimi niemiłosiernie tymczasem Wasz jest na tyle regularny i zorganizowany, że aż miło było popatrzeć i posłuchać. To nie oznacza oczywiście, że jest Terrym Bozzio – po prostu nie szkodził, grał równo i z sensem czyli robił to czego od dobrego bębniarza się oczekuje.
Nie ma sensu nadmiernie się rozpisywać nad Waszym wczorajszym występem, który znakomity był i tyle. Gwiazdą wieczoru jednakowoż nie był szalejący na scenie Goran, który zmieniał gitary jak rękawiczki (ciekawe czemu to miało poza lansem służyć skoro różnicy w brzmieniu nie było żadnej) ale niewątpliwie na miano to zasłużyła Joanna. Przepraszam za nieco protekcjonalny ton ale pozwolę sobie na kilka uwag. Bas to instrument, jak mi się wydaje, wycelowany w dużego, silnego faceta. A tutaj proszę bardzo, dziewczyna, której ręka niewiele jest grubsza od mojego kciuka, nawala jak szalona i do tego jak zauważyłem używa czterech palców. Znamionuje to albo ogromną determinację albo dobre podstawy do grania na tym instrumencie. Słówko zatem o instrumencie – Ibanez 2350B – gratuluję, jako wielbiciel vintage-owych japończyków doceniam wybór, to jest chyba jeszcze model pre-serial (mój J785838) i nie zmieniaj go. Brzmi znakomicie. Co do techniki to większych uwag nie mam poza tym, że grając kostką nadużywasz nadgarstka a to jak wiadomo jest be. Z łokcia Joanno, z łokcia! No i jeszcze słówko o wokalach. Zdarza się, że nie stroisz. Zauważyłem to już na płycie i potwierdziłem wczoraj. Spraw sobie zestaw bezprzewodowy i używaj go.
Pozdrawiam.
Wojtek.
* * *
Asia i Koty EP-ka czyli niedopowiedziane.
Słucham obsesyjnie tych czterech kawałków. Jest w tym coś zniewalającego, atawistycznego i, nie bójmy się tego sformułowania, zaprawionego seksizmem. Po prostu nie wyobrażam sobie, żeby normalny facet po wysłuchaniu tego zestawu nie zapragnął Asi poznać. Ale nie o to tutaj chodzi, nie to jest celem mojej pisaniny.
Muzycznie rzecz biorąc nie mówimy tutaj o jakimkolwiek kierunku muzycznym jest to raczej rodzaj narracji z udziałem gitary – bliżej Asi i Kotom do poezji śpiewanej niż do Janis Joplin. Wiele od czasów tej ostatniej w muzyce się wydarzyło i dobrze. Można wziąć gitarę i przy jej akompaniamencie ulżyć sobie do woli. Najsamprzód jednak należy gitarę nastroić! Wiem, wiem – nie sztuka grać na nastrojonej… Obsesyjność A&K determinuje odbiór więc albo ulegasz nastrojowi i poddajesz się albo robisz jeża. I to właśnie dobrze rokuje albowiem nic tak nie kręci artysty jak kontrowersje. Być kontrowersyjnym! Oto marzenie większości, stąd już tylko krok do bycia celebrytą!
Ponieważ dostrzegam dobre pierwiastki w twórczości A&K nie będę dalej rozwijał tych spiskowych teorii. Jestem generalnie na plus, ciekawe rzeczy się dzieją na tej epce, słucham i słucham i tak sobie myślę, że pora może, żeby macierzysta wytwórnia spróbowała zestawić A&K ze zestawem off-side’owych muzyków, zorganizowała sesję (sesje) dla ogarnięcia niewątpliwego talentu Asi. Ale trzeba działać! Dalsze szarpanie strun nie wystarczy, serio, ten paradygmat się wyczerpuje. Może jeszcze LP, może dwie EP-ki.. i finał. A szkoda byłaby niepowetowana.
Ku pokrzepieniu serc link podłączam:
To jest moim zdaniem kierunek. Ale nie będę się upierał.
Pozdrawiam.
Wojtek (2009)
* * *
Karol Schwarz All Stars – Rozewie
czyli o urodzonych 25 lat za późno.
Nie chciałem pisać i zachowałbym milczenie gdyby Karol wręcz nie zagroził mi zerwaniem
przyjaźni 🙂 Ponieważ tego bym nie zniósł postanowiłem zasłużyć sobie na potępienie pisząc a nie
chowając głowę w piasek. Przedstawiony mi materiał pochodzi z sesji, która jak sądzę miała
przebieg bogaty w wydarzenia i rozrywkowy. I to jest pierwszy przyczynek do pewnej teorii, którą
rozwinę później. Mam uczucie niedosytu, braku idei przewodniej, braku koncepcji – nie ma w tym
materiale widocznego kierunku, w którym zmierzaliby muzycy, brak wybijającego się
instrumentalisty, którego zapamiętać warto. Wszystko jest przypadkowe i poklejone – taki hmmm…
patchwork. Zamiast synergii znoszenie potencjałów.
Pozwoliłem sobie na świętokradczy zabieg ponazywania kawałków po swojemu co ułatwi mi ich
rozpoznawanie i da pewne pojęcie o moich wrażeniach. A zatem do rzeczy:
1. Ufologiczne parlando – „..właściwie coś przeleciało, maksymalnie nie dając dźwięku…”
2. Melorecytacja impotenta – człowieku, weź się w garść, wybiel te zęby i naprzód! A nie użalaj się
nad sobą przy akompaniamencie bzyczenia Kraftwerk ze zrypanego winylu. Zdecydowanie słaby
kawałek – wleciał jednym uchem wyleciał drugim.
3. Popłuczyny po Aptece – no tak, to jasne. Ten kierunek spenetrował Kodym z kolejnymi składami
25 lat temu. Możecie dopisać się do fioletowego plakatu, wiecie którego prawda? Słowo daję strata
czasu i energii.
4. Dolne miasto – O! Ten numer zdecydowanie wybija się ponad wszechobecną przeciętność. Ale
litości, nie używajcie wyrazów „kalkuluje” i „bynajmniej” bo aż zęby bolą (tych kolokwializmów
nie usprawiedliwia nawet kontekst!), instrumentalnie nawet się rozwija i wreszcie coś się dzieje.
Dla mnie numer jeden choć nadal obowiązuje zarzut z poprzedniego kawałka. (Posłuchałem na
słuchawkach jeszcze raz. Na tle reszty to jestem w siódmym niebie.)
5. Nokturn na zjeździe – to nie ulega wątpliwości 😛
6. Krasno-bzz, bzz, chrum, bzz – umca, bzz, chrum. Krasnoludki są tak dziwaczne, że raz są
smaczne a raz niesmaczne. I kto je lubi to wie – by miały skutek, rzadko się je je. Bzz, bzz. I w
ogóle o co kaman – Pink Floyd w Rozewiu? (tfu, Pompejach!)
7. Dalsze przygody nieudacznika? – bez historii. Ładna gitara na końcu. Naprawdę.
8. Ślepy o kolorach – nie dałem rady. Sorka.
9. Pełna jazda – coda do nr.1 ? Ekhm… tego, no i w ogóle kocham te dźwięki.
10. Agonia – co, rozlaliście coś na mikser? Zapętlił się czy jak? A może, skoro to Rozewie, to było
za niskie napięcie w sieci? Bo coś wyraźnie nie chce zaskoczyć…
Nic nie chce zaskoczyć, bo albo to jest już tak wysoki lot, że nie nadążam albo jestem za stary albo
jest zwyczajnie do bani. Schowam płytę do archiwum i pewno nieprędko ją stamtąd wyciągnę.
Pozostanie trauma 🙂
Można wszystko. Można Einstuerzende Neubauten, można grać na pile albo karoserii od Fiata 126p
– tylko kto ma tego słuchać? Tak sami dla siebie?
W takim razie nie prezentujcie tego publicznie. Schowajcie głęboko i weźcie się za coś nowego,
ok?
Wasz –
Wojciech Hinz. (2009)
* * *
B10 TO Underground*
„Chciałbym móc napisać jedno dobre słowo o występie B10, zauważyłem bowiem coś, co mnie zaskoczyło. Oto zespół zdaje się rozumieć co nieco pojęcie aranżacji. Były fragmenty ciche, a potem czad, aż czerwone lampki w piecach się zapalały. Ponadto chłopcy próbują urozmaicać harmonię. Wokal niestety niesłyszalny, ja usłyszałem jedynie te fragmenty, w których (oczywiście) fałszował niemiłosiernie. Może ja jestem uprzedzony co? Wiem, że trudno jest śpiewać nie słysząc własnego głosu, dlatego też spuszczę zasłonę miłosierdzia na wokalne usiłowania lidera. Muzycy bawili się coraz lepiej, a miła atmosfera udzieliła się także licznie przybyłym emerytom.
Niestety wszelkie wysiłki muzyków były skutecznie blokowane przez te paździory, co to miały robić za instrumenty. Brzmienie zespołu przypominało mi czasy, gdy jedynym piecem był Eltron, zwany też zemstą Bydgoszczy. Nie mogę też pominąć słabiutkich umiejętności poszczególnych muzyków. Z takimi jak Wasze chłopcy, możecie śmiało zamknąć się jeszcze na 5 lat w piwnicy. I nosa mi nie wychylać! Nudzi mnie już gnojenie bębniarzy, zatem dam mu spokój. Miał taką szczęśliwą minę. W sumie nie byłoby tak tragicznie chłopcy, za parę lat mogą być z Was ludzie, tylko skróćcie kawałki o połowę, nie komponujcie ich podczas występu, nauczcie się grać, napiszcie sensowne teksty, odbywajcie próby (dużo prób), kupcie prawdziwe instrumenty, zostawcie Stonesów w spokoju przynajmniej podczas publicznego występu, nauczcie się grać, odbywajcie próby, nauczcie się grać…
Pozdrawiam
Wojciech Hinz (4 listopada 1994)
*B10 TO Underground, to pierwszy zespół Karola Schwarz. Recenzja dotyczy drugiego w historii koncertu tego zespołu.
* * *
jeśli Ci mało, to tutaj znajdziesz więcej recenzji Wojtka z 1994roku. Wśród nich The Thing!