Karol Schwarz All Stars / Rozewie

Release Date: 2009-10-03

Nasiono 6/2009

Kup CD przez bandcamp lub napisz do nas.

format: cd-audio
okładka: digipack
czas trwania: 54:51
1. UFO intro 0:39
2. Ona 6:07
3. Submarine 6:04
4. Dolne Miasto 6:21
5. piano song 4:28
6. Krasnoludki 8:40
7. Ona cz.2 2:16
8. Trzymasz mnie & Zwierzyna 9:36
9. (o miłości) 1:11
10. UFO – widziałem coś, czego ludzie nie widzą 9:29

 

Sesja nagraniowa KSAS w Rozewiu bardziej przypominała wywoływanie duchów, niż klasyczną rejestrację dźwięków. Medium okazała się być Brenda Lee DVD , której postać fizyczna i eteryczna stanowiła epicentrum trzęsienia ziemi i kosmosu. Podczas tej celestialnej zawieruchy obudziły się duchy takich postaci, jak Witkacy, Father Yod z Yahowa13 , Bunuel i Dali.

KSAS pozostaje wierny metodzie: taking drugs to make music to take drugs to, spopularyzowanej w 1990 roku przez zespół Spacemen 3. Rozewie aż kipi od psychodelii wzniecanej przez upiorne wokalizy Brendy Lee DVD, jęczące gitary i bezlitosny generator znany już ze 100 filmów oraz płyt Szelestu Spadających Papierków i Prawatta. Przywołując ducha Witkacego, a przede wszystkim jego dzieła Narkotyki. Dusze niemyte KSAS wpisuje się w tradycję trójmiejskich zespołów, nawiązując w pewien sposób do twórczości Von Zeit i Apteki. Dusze, umysły i ciała członków zespołów wydają się być nękane czystym szaleństwem i wizjami wywołanymi przez wszystkie używki tego świata.

Rozewie to jednak album (auto)ironiczny i absurdalny. Surrealistyczny, a momentami wręcz dadaistycznie naiwny i nonsensowny. Zespół w ciągu zaledwie kilkudziesięciu minut potrafi zalecać się do ukochanej („Ona”), popłynąć okrętem podwodnym na podbój świata z buńczucznymi, rewolucyjnymi hasłami na ustach („Submarine”), przejść się po ulicach Dolnego Miasta na spotkanie kieszonkowców i alfonsów, zbierać po łąkach Krasnoludki i przeżyć lądowanie UFO. Jak cyklofrenik w fazie manii. Rozplecione zwoje mózgowe uczestników sesji ułożyły się w zdekonstruowane mandale, a kody DNA się pomieszały i zdegenerowały. KSAS w Rozewiu rozgniótł na kawałki i rzucił w morskie odmęty wszystko, co do tej pory wiedział o muzyce. Na płytę trafiło to, co morze wyniosło na brzeg.

Zespół dał się ponieść hippisowskiej spontaniczności znanej z płyt zespołu Yahowa 13, który w latach siedemdziesiątych nagrywał ekstremalnie psychodeliczne płyty bez żadnego przygotowania. Podobnie płyta Rozewie powstała w wyniku trzydniowej improwizacji. Tym razem Karol Schwarz obsługiwał głównie generator, który wydaje się żyć własnym życiem, wyje, popiskuje, charczy i ryczy, jakby szamotał się w gąszczu kabli. Szymon Albrzykowski zajął miejsce przy mikrofonie jako mistrz ceremonii, nawiązując w swych tekstach do totartowskich zlewów słownych. Borys Kossakowski wyciskał kwas z klawiszy i velvetowej gitary. Ich głowy rozkręciła i rozregulowała Brenda Lee DVD (wspomagana przez Esztera – oboje z zespołu Siupa ), której głos i laptop okazał się kluczową przyprawą dla dania, jakim jest płyta Rozewie.

 

Recorded LIVE at Rozewie, Kaczmar House by Karol.
Autumn 2008
Produced by Karol.

This time KSAS were: Borys Kossakowski, Szymon Albrzykowski, Karol Schwarz, Brenda Lee DVD, Eszter.

nasiono.net/ksas
myspace.com/karolschwarzallstars

 

 

RECENZJE I INNE

Nie słuchajcie tego przy swoich żonach, dziewczynach, kochankach, bo was rzucą biorąc za obłąkanych. (…) pierwsza połówka lawiruje pomiędzy mocarnym konkretem, a obciachem, zaś druga, niemalże niesłuchalna, odlatuje w rejony gdzie odsyłają tylko najsilniejsze używki. To nie pseudozabawy czy durnowata …stylizacja, lecz w 100% autentyczny trip, który wciąga, hipnotyzuje i pożera.
Ł. Halicki (Porcys).

* * *

(…) Spodziewam się, że nie jest zbyt trudno nagrać taką płytę i osobiście wątpię, aby zachybotał wam przed oczami las rąk potencjalnych wydawców, kiedy już wystartujecie z cd-rem, ale przynajmniej będziecie mogli być zadowoleni, że NAPRAWDĘ pierdolnęliście w kąt wszystko, o czym ludzie gadają i zrobiliście, na co mieliście ochotę. Właściwie nie ma tu nawet żadnej psychodelii czy transu, jest po prostu walenie wszystkiego na taśmę i jeśli już brać to za „strumień świadomości” to jednak raczej w stylu Lightning Bolt niż Virginii Wolf.
Filip Szałasek, Nowamuzyka.pl

* * *

Jako że All Stars pochodzą z Wybrzeża, pozwolę sobie przedstawić ich jako brakujące ogniwo między Panem Witkiem (tak, Gościem z Atlantydy), Apteką i Ścianką. Jakkolwiek karkołomnie brzmi takie zestawienie, proszę je odczytać jako wyszukany komplement. All Stars bezpretensjonalnie i z charakterem rozwijają wizję totalnego lo-fi. Totalnego, bo rzężące i chrypiące brzmienia wszelkiej maści łączą się tu z surową narracją. I nawet dramaturgia całości, choć trzyma w napięciu, potyka się i rwie, kumuluje siłę wyrazu. Mamy tu m.in. opowieści o UFO, krasnoludkach, wariacje Kanta, historię nieszczęśliwego zakochania i szamańskie pomruki. Muzyka gładko przechodzi od ryczącej space psychodelii przez uszkodzony ambient po futurystyczny electro noise. A czyni to na tyle dyskretnie, by nie zakłócić balansu tych minisłuchowisk. Dawno nie słyszałem tak zaskakującej i wciągającej polskiej płyty.
Rafał Księżyk, Machina listopad/2009

* * *

(…) Jeśli gdzieś tam na polskiej ziemi młodzi adepci tzw. „muzyki alternatywnej” zastanawiają się obecnie, co zrobić, by nie stanowić jedynie kalki zagranicznych rozwiązań, co zrobić, by za pomocą post-rockowej czy shoegazowej estetyki opowiedzieć coś ważnego o „tutaj i teraz”, zabrzmieć mocno, wiarygodnie, a nie jedynie popularyzować wśród ciemnego ludu dokonania Mogwai (który tak na marginesie jest już dość spopularyzowany), powinni potraktować „Rozewie” jako drogowskaz, zachętę do zaryzykowania, odważnego zerwania z nudną, irytującą manierą.
Piotr Szwed, Screenagers.pl

* * *

(…)Nowy album pogłębia jeszcze psychodeliczny wymiar muzyki zespołu, wciąż jednak podpierając się ironią. Szalenie surowe, obłędnie kwaśne dźwięki i mocno niekiedy kuriozalne słowa przetaczają się przez rezonujące nawałnice hałasu, toną w spogłosowanych przestrzeniach. Większość materiału wykreowana została za pomocą wspomnianego generatora, który tym razem zdominował album, usuwając w cień gitarę. „Płyta Rozewie różni się od poprzednich również tym, że bardzo mało tu grzebania i poprawiania w miksie. Podczas gdy na 100 filmach jeszcze były jakieś dogrywki, to na Rozewiu jest czysty rozewski sound” (…)
Łukasz Iwasiński – LAIF wrzesień 2009

* * *

(…) o ile pierwsze sześć utworów można potraktować jako słodziutką zabawę i eksperyment, to w dalszej części albumu “dusze, umysły i ciała członków zespołów wydają się być nękane czystym szaleństwem i wizjami wywołanymi przez wszystkie używki tego świata”. Piosenkowość znika, a stery przejmuje surrealistyczna jazda jakiej zwykli ludzie nie widzą. Maksymalnie chaotycznie, maksymalnie narkotycznie, maksymalnie bez ładu i składu. Także można marudzić, że końcówka to już krańcowe stany świadomości, że odlot w nieziemskie rejony i znikoma wartość dla ludzkości, ale przecież nie o to tu chodzi. Liczy się klimat, atmo i sfera oraz totalnie zluzowane podejście do procesu nagrywania. Z tych trzech dni udało się Karolom wycisnąć zaskakująco sporo dobrej muzyki i niewiele mniej tej niezbyt udanej. Ogólny rachunek jest więc na plus, a cała idea i klimat dodatkowo podbijają końcową notę. Szkoda, że ludzkość tego nie zrozumie. Pozdrawiamy ludzkość.
Łukasz Halicki, Poliszmnie

* * *

(…) Pięcioro muzyków, reprezentujących różne pokolenia i różne muzyczne parafie, zabalowało bezkompromisowo w studiu na rzeczonym, tytułowym Rozewiu, a ubocznym produktem tej trzydniówki jest jedna z najdziwniejszych płyt w historii wybrzeżowej muzyki. Krążek narkotyczny dosłownie i w przenośni, prawdziwa huśtawka nastrojów i stylistyk. Warto wybrać się na tę niebezpieczną wycieczkę.(…)
Tomasz Rozwadowski, Dziennik Bałtycki

* * *

Karol Schwarz All Stars – Rozewie
czyli o urodzonych 25 lat za późno.
Nie chciałem pisać i zachowałbym milczenie gdyby Karol wręcz nie zagroził mi zerwaniem
przyjaźni 🙂 Ponieważ tego bym nie zniósł postanowiłem zasłużyć sobie na potępienie pisząc a nie
chowając głowę w piasek. Przedstawiony mi materiał pochodzi z sesji, która jak sądzę miała
przebieg bogaty w wydarzenia i rozrywkowy. I to jest pierwszy przyczynek do pewnej teorii, którą
rozwinę później. Mam uczucie niedosytu, braku idei przewodniej, braku koncepcji – nie ma w tym
materiale widocznego kierunku, w którym zmierzaliby muzycy, brak wybijającego się
instrumentalisty, którego zapamiętać warto. Wszystko jest przypadkowe i poklejone – taki hmmm…
patchwork. Zamiast synergii znoszenie potencjałów.
Pozwoliłem sobie na świętokradczy zabieg ponazywania kawałków po swojemu co ułatwi mi ich
rozpoznawanie i da pewne pojęcie o moich wrażeniach. A zatem do rzeczy:
1. Ufologiczne parlando – „..właściwie coś przeleciało, maksymalnie nie dając dźwięku…”
2. Melorecytacja impotenta – człowieku, weź się w garść, wybiel te zęby i naprzód! A nie użalaj się
nad sobą przy akompaniamencie bzyczenia Kraftwerk ze zrypanego winylu. Zdecydowanie słaby
kawałek – wleciał jednym uchem wyleciał drugim.
3. Popłuczyny po Aptece – no tak, to jasne. Ten kierunek spenetrował Kodym z kolejnymi składami
25 lat temu. Możecie dopisać się do fioletowego plakatu, wiecie którego prawda? Słowo daję strata
czasu i energii.
4. Dolne miasto – O! Ten numer zdecydowanie wybija się ponad wszechobecną przeciętność. Ale
litości, nie używajcie wyrazów „kalkuluje” i „bynajmniej” bo aż zęby bolą (tych kolokwializmów
nie usprawiedliwia nawet kontekst!), instrumentalnie nawet się rozwija i wreszcie coś się dzieje.
Dla mnie numer jeden choć nadal obowiązuje zarzut z poprzedniego kawałka. (Posłuchałem na
słuchawkach jeszcze raz. Na tle reszty to jestem w siódmym niebie.)
5. Nokturn na zjeździe – to nie ulega wątpliwości ?
6. Krasno-bzz, bzz, chrum, bzz – umca, bzz, chrum. Krasnoludki są tak dziwaczne, że raz są
smaczne a raz niesmaczne. I kto je lubi to wie – by miały skutek, rzadko się je je. Bzz, bzz. I w
ogóle o co kaman – Pink Floyd w Rozewiu? (tfu, Pompejach!)
7. Dalsze przygody nieudacznika? – bez historii. Ładna gitara na końcu. Naprawdę.
8. Ślepy o kolorach – nie dałem rady. Sorka.
9. Pełna jazda – coda do nr.1 ? Ekhm… tego, no i w ogóle kocham te dźwięki.
10. Agonia – co, rozlaliście coś na mikser? Zapętlił się czy jak? A może, skoro to Rozewie, to było
za niskie napięcie w sieci? Bo coś wyraźnie nie chce zaskoczyć…
Nic nie chce zaskoczyć, bo albo to jest już tak wysoki lot, że nie nadążam albo jestem za stary albo
jest zwyczajnie do bani. Schowam płytę do archiwum i pewno nieprędko ją stamtąd wyciągnę.
Pozostanie trauma 🙂
Można wszystko. Można Einstuerzende Neubauten, można grać na pile albo karoserii od Fiata 126p
– tylko kto ma tego słuchać? Tak sami dla siebie?
W takim razie nie prezentujcie tego publicznie. Schowajcie głęboko i weźcie się za coś nowego,
ok?
Wasz –
Wojciech Hinz. (2009)
https://nasiono.net/wojtek-hinz-recenzje-zebrane/